Mało tego, w szpitalu pływa jak ryba w wodzie. Choć jak przyznaje w rozmowie z nami, wrzucony został na głęboką wodę. W położnictwie znalazł się trochę przez przypadek, trochę przez zrządzenie losu. Zawsze jednak chciał być medykiem.
Na początku marzył o rehabilitacji sportowej albo fizjoterapii. Jak się śmieje, trochę po warunkach. – Nie udało się jednak przez różne zawirowania życiowe – wspomina.
Obecnie jest specjalistą w oddziale neonatologii i położnictwa największego szpitala w województwie lubelskim. W słynnym szpitalu przy Jaczewskiego nadal jest jedynym położonym.
– Chyba wszystko pchało mnie w tym kierunku – zdradza nam.
– Który wybrałem na etapie praktyk. Wtedy już wiedziałem, że to moje powołanie. Po latach tego bym nie zmienił – dodaje.
Tomasz położny. To brzmi dumnie
To brzmi też jak wyzwanie. Tu wracamy do wyglądu położnego. I tak, bawimy się stereotypami, bo te wciąż są obecne i dotyczą także mężczyzn, zwłaszcza w zawodach sfeminizowanych.
W położnictwie panowie muszą na przykład zapracować na zaufanie społeczne.
Nadal traktowani są jako ciekawostka, myleni z lekarzami, przede wszystkim muszą dłużej się napracować, żeby zaskarbić sobie zaufanie pacjentek i koleżanek z pracy.
Tu dosłownie cały na biało i z napisem na koszulce "Tomasz położny" wchodzi wielki mężczyzna o równie wielkim sercu.
Na początku swojej kariery, a więc prawie 15 lat temu, pan Tomasz pracował w oddziale intensywnej terapii.
Wtedy mężczyzn w zawodzie było ok. 30. – A ja byłem pierwszym facetem położnym w szpitalu – wspomina. – Ze względu na charakter oddziału było trudno, ale to była dobra lekcja zawodu i życia – dodaje.
– Na początku jednak wszyscy byliśmy zakłopotani. To była lekka nieufność. Dziewczyny nie były sobie w stanie wyobrazić, jak facet o takiej posturze poradzi sobie z tak małym dzieckiem i wykona wszystkie procedury medyczne – opisuje. – Z drugiej strony towarzyszyła temu otwartość i ciepłe przyjęcie – dodaje.
Bardzo szybko okazało się, że nowy pracownik płci przeciwnej okazał się bardzo potrzebny. – Mogę powiedzieć, że wniosłem inne podejście do pacjentki – słyszymy.
Ale i tutaj na początku, i za każdym niemal razem tę relację trzeba oswoić. Komunikacja między kobietami, zwłaszcza na tego typu oddziale jest łatwiejsza.
– Kiedy ja rozmawiam z pacjentką muszę się napracować. Staram się np. przełamać bariery naukowego nazewnictwa. Często przechodzimy na „ty” z zachowaniem oczywiście profesjonalizmu – tłumaczy położny.
Pacjentka jak przyjaciółka
– Pozwalam też, żeby kobieta przy mnie się wypłakała, pokrzyczała, może się do mnie przytulić, jeśli potrzebuje. Nie będę trzymał jej na dystans – dodaje, ale zaznacza, że w dużej mierze to akurat zasługa pracy w środowisku kobiet: Ale kobiety ode mnie też uczą się bardziej zdecydowanych postaw i załatwiania spraw. Oczywiście wszystko to się przenika.
Nieco łatwiej idzie z partnerami pacjentek. – Szybciej zdobywam to zaufanie, być może przez jakieś męskie stereotypy, często jestem brany za lekarza, mam więc plakietkę „Tomasz Położny”. Z drugiej strony obecność faceta na sali może męża dziwić czy krępować. Staram się więc szybko wyjaśnić dokładnie, jaka jest moja rola – mówi.
Położniczy team work
Facet w kobiecym środowisku może budzić nie tylko zaciekawienie, ale i zaniepokojenie.
Jak mówi nam położny, konkurencja jest jednak wykluczona, choćby ze względu na środowisko pracy, bo tu najważniejszy powinien być pacjent. – Choć to zależy oczywiście od człowieka – twierdzi. – Wspinanie się po szczebelkach kariery zależy od podejścia. Wszyscy mamy równe szanse. W tym zawodzie o tym wiemy – dodaje.
– Chodzi też o wiedzę, odpowiedzialność i predyspozycje. Nie mnie o tym decydować – zaznacza.
Czy położny nie czuje jednak, że musi walczyć o swoją pozycję w kobiecym gronie?
– Oczywiście wszyscy jesteśmy ekspertami, ale każdy ma także różne specjalizacje. Nie da się jednak mnie ukryć, bo przecież jestem facetem i nadal pewną ciekawostką – mówi.
– Gramy jednak zespołowo – podkreśla położny.
– Zapewniam jednak, że nie wyrabiam 150 proc. normy, żeby coś udowodnić. Facet, który przychodzi do takiego środowiska robi to, bo lubi. Podobnie, jak kobieta, która przychodzi do męskiej społeczności – słyszymy.
– Na przykład kobieta, która jeździ ciężarówką chce się spełniać. Podobnie facet, który jest położnym. Ważna jest szansa dana na początku i chęć robienia tego, co się kocha, bez udowadniania, że się jest lepszym, ale że się przynależy do grupy – mówi położny Tomasz.
Według ostatnich danych GUS, wśród niemal 30 tys. osób pracujących w położnictwie mamy tylko ok. 80 mężczyzn. W województwie lubelskim panów jest kilku. W samym Lublinie trzech. Z roku na rok ich liczba rośnie, także dzięki zaangażowaniu pana Tomasza, który chciałby zorganizować ogólnopolski zjazd położonych.
– Myślę o tym. To byłoby coś fajnego. Skoro np. Michały mogą mieć swój zlot, dlaczego nie położni. Trzeba to zrobić, i to w Lublinie – zaprasza swoich kolegów położny Tomasz, który już w lutym 2024 roku świętował będzie jubileusz 15-lecia wykonywania zawodu.